Radek – Moje spotkanie z Jezusem
Rados艂aw Krawczyk – Moje spotkanie z Jezusem
Mia艂em wtedy dwadzie艣cia lat i chodzi艂em do budowlanki. Pami臋tam dzie艅, w kt贸rym poszed艂em do mojego kumpla, by obci膮艂 mi w艂osy. W艂a艣ciwie by艂y to dredy, kt贸rych nie spos贸b by艂o rozczesa膰, wi臋c postanowi艂em je obci膮膰. Nie wygl膮da艂y nawet na rasowe „dredy”, ale jak je kto艣 okre艣li艂 na „stado p臋dz膮cych sznur贸wek”. Kumpel – Jacek – zabra艂 si臋 do roboty. Nie by艂 jednak fachowcem, poza tym w艂osy trzeba by艂o ci膮膰 przy samej sk贸rze, dlatego po zako艅czeniu strzy偶enia mia艂em na g艂owie „schody” z prze艣witami sk贸ry. Zdecydowa艂em wi臋c by ca艂kowicie wygoli膰 w艂osy po bokach, a na g贸rze zostawi膰 ma艂ego je偶yka. Tak te偶 zrobili艣my. Efekt by艂 dla mnie tak szokuj膮cy, 偶e obawia艂em si臋 wr贸ci膰 do domu. Przenocowa艂em u Jacka, maj膮c nik艂膮 nadziej臋 na to, 偶e w艂osy przez noc chocia偶 troch臋 odrosn膮. Nazajutrz poszed艂em do domu i niezauwa偶ony przemkn膮艂em cichaczem do 艂azienki, wyk膮pa艂em si臋 a potem siedzia艂em w pokoju. W pewnej chwili wesz艂a tam mama i zobaczy艂a moj膮 now膮 fryzur臋. Krzykn臋艂a i zawo艂a艂a tat臋. Oboje bardzo si臋 rozgniewali na mnie i krzyczeli. Tato kaza艂 mi si臋 albo ca艂kiem ogoli膰 na 艂yso, albo wynosi膰 si臋 z domu. Wola艂em si臋 wynie艣膰. Wzi膮艂em par臋 adres贸w kumpli z Warszawy i wyszed艂em. Wiedzia艂em, 偶e rodzice 偶a艂owali swoich s艂贸w, ale ja ju偶 postanowi艂em. W nocy wyjecha艂em do Warszawy. Nie kupi艂em biletu, poniewa偶 pieni膮dze by艂y mi potrzebne na 偶ycie. Oczywi艣cie dosta艂em mandat, ale ma艂o mnie to obchodzi艂o. Czu艂em si臋 osamotniony i by艂o mi smutno. Nie mia艂em 偶adnych konkretnych plan贸w na przysz艂o艣膰.
呕ycie nie mia艂o dla mnie sensu. Wiedzia艂em, 偶e 偶yj臋 po to, aby w ko艅cu umrze膰. Dlatego te偶 chcia艂em wszystkiego do艣wiadczy膰. Nie stroni艂em od alkoholu. Chcia艂em zag艂uszy膰 pulsuj膮ce we mnie poczucie absurdu istnienia. W miar臋 up艂ywu czasu alkohol, trawa, birol sta艂y si臋 dla mnie czym艣 tak naturalnym jak dla innych picie herbaty.
Wewn膮trz zawsze pragn膮艂em czystej, prawdziwej mi艂o艣ci. Nie potrafi艂em jej dok艂adnie okre艣li膰, ale wyobra偶a艂em j膮 sobie jako doskona艂膮 i pi臋kn膮, tak膮 kt贸rej mo偶na ca艂kowicie zaufa膰 i wr臋cz schroni膰 si臋 w niej. Wtedy jednak wierzy艂em, 偶e niestety taka mi艂o艣膰 jest ca艂kowicie nieosi膮galna. Wskazywa艂y na to moje do艣wiadczenia, a tak偶e lektura moich ulubionych autor贸w: Sartra, Camusa i innych pisarzy egzystencjalnych. Moje pogl膮dy dzia艂a艂y na mnie niszcz膮co. Lubi艂em czer艅, smutek, zimn膮, mroczn膮 muzyk臋 zespo艂贸w typu Joy Division, Alien Sex Fiend, Psychic TV. Bra艂em udzia艂 w r贸偶nych imprezach alkoholowo – narkotycznych tak cz臋sto jak si臋 da艂o. Czu艂em si臋 wtedy dobrze, odp艂ywa艂em w inny 艣wiat. Ludzie, w towarzystwie kt贸rych si臋 obraca艂em, a tak偶e ja sam, byli cz臋sto wyizolowani. Nie mogli艣my zgodzi膰 si臋 na szar膮 paskudn膮 egzystencj臋, kt贸r膮 rz膮dzi pieni膮dz i ob艂uda. Buntowali艣my si臋 i pr贸bowali艣my od tego uciec. Sami jednak te偶 nie byli艣my wolni. My艣leli艣my jakby zdoby膰 dla siebie alkohol czy traw臋. Wielu z nas 偶y艂o w konflikcie z rodzicami. Ja sam coraz cz臋艣ciej nocowa艂em poza domem. Nie lubi艂em tego miejsca. „Zakotwicza艂em” si臋 gdzie艣, w r贸偶nych miejscach, u r贸偶nych ludzi, a nieraz sp臋dza艂em noc na zimnej klatce schodowej. Epizod z wyjazdem do Warszawy by艂 jednym z wielu. Chcia艂bym opowiedzie膰 jak si臋 zako艅czy艂. Przyjecha艂em do Warszawy i przez oko艂o tydzie艅 w艂贸czy艂em si臋 po mie艣cie z cz艂owiekiem, kt贸rego pozna艂em w poci膮gu. M贸j towarzysz mia艂 trudny charakter i do tego by艂 z艂odziejem. Robili艣my r贸偶ne rzeczy, kradli艣my jedzenie ze sklep贸w, nocowali艣my gdzie nas tylko przyj臋to – u znajomych albo w akademikach. Po tygodniu by艂em bardzo zm臋czony takim trybem 偶ycia. Chcia艂em wraca膰 do Gorzowa – do domu. By艂em skruszony i gotowy pojedna膰 si臋 z rodzicami. Ruszy艂em wi臋c w drog臋 powrotn膮. Z dworca w Gorzowie przyjecha艂em na swoje osiedle autobusem. Wysiad艂em i szed艂em do domu, zastanawiaj膮c si臋 jakie b臋dzie spotkanie z rodzicami. W po艂owie drogi zobaczy艂em mojego tat臋, kt贸ry wyszed艂 mi na spotkanie. Przywitali艣my si臋 wpadaj膮c sobie w obj臋cia. Czu艂em, 偶e wszystko jako艣 si臋 u艂o偶y. Ta historia przypomina mi opowie艣膰 Jezusa o synu marnotrawnym. Ja by艂em takim synem. Jezus jednak opowiadaj膮c t臋 przypowie艣膰 mia艂 na my艣li nasz膮 relacj臋 z kim艣 innym ni偶 z rodzicami – z Bogiem.
W moim 偶yciu ta relacja nie istnia艂a, poniewa偶 nie wierzy艂em w istnienie Boga. By艂 dla mnie postaci膮 wymy艣lon膮 przez ludzi tylko dlatego, 偶e nie mogliby oni 偶y膰 ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e ich 偶ycie nie ma 偶adnego sensu, 偶e zmierzaj膮 do nieuchronnej 艣mierci, 偶e w ko艅cu ich praca, dom, rodzina to karuzela, kt贸ra si臋 kiedy艣 zatrzyma i wszystko si臋 sko艅czy. Tak – my艣la艂em – ja przynajmniej potrafi臋 spojrze膰 prawdzie prosto w twarz i staram si臋 zgodnie z ni膮 post臋powa膰. Inni si臋 tylko oszukuj膮 wierz膮c w jakiego艣 tam Boga.Tak up艂ywa艂o moje 偶ycie, a偶 pewnego dnia, pod koniec wakacji 1990 roku B贸g da艂 mi o sobie zna膰. W tym czasie zajmowa艂em si臋 malarstwem. Mia艂em swoj膮 pracowni臋, kt贸r膮 wynajmowali dla mnie moi rodzice. Byli wtedy dla mnie naprawd臋 dobrzy. W pracowni tej sp臋dza艂em wi臋kszo艣膰 swojego czasu maluj膮c obrazy.
Tego dnia siedzia艂em na pod艂odze i odpoczywa艂em. Nagle odczu艂em potrzeb臋 oddania pok艂onu. Nie wiedzia艂em komu i po co, po prostu mia艂em takie pragnienie. Kiedy sk艂oni艂em si臋 do samej pod艂ogi, us艂ysza艂em g艂os: ” Komu si臋 pok艂oni艂e艣?” Zupe艂nie zaskoczony tym, 偶e kto艣 mnie obserwowa艂 powiedzia艂em w my艣lach: „Swojej m膮dro艣ci”. Wtedy jak przez mg艂臋 zobaczy艂em posta膰, kt贸ra ze smutkiem odwraca艂a si臋, by odej艣膰. Moja pycha by艂a tak wielka, 偶e nie zamierza艂em si臋 ugi膮膰, ale nagle z g艂臋bi mojego wn臋trza wydoby艂 si臋 przera藕liwy, pe艂en desperacji g艂os zm臋czonej, udr臋czonej duszy, kt贸ry b艂aga艂 o pomoc. Ten g艂os wydobywaj膮cy si臋 z mojego serca zaszokowa艂 mnie. By艂 to jakby krzyk ton膮cego, zmagaj膮cego si臋 d艂ugi czas z falami, rozpaczliwie szukaj膮cego pomocy. W tym momencie w pracowni silnie odczu艂em czyj膮艣 obecno艣膰 – pe艂n膮 艣wiat艂a, dobroci i mi艂o艣ci. Wiedzia艂em te偶, 偶e jest to kto艣 ponad wszystkim, kto jest W艂adc膮 Wszech艣wiata. Pot臋偶na obecno艣膰! Ona przenikn臋艂a mnie na wskro艣. By艂em zupe艂nie obna偶ony w jej 艣wietle. Skuli艂em si臋 i zamkn膮艂em oczy. „Nie b贸j si臋 – us艂ysza艂em – otw贸rz oczy i wyprostuj si臋”. Czas jakby si臋 zatrzyma艂. W miar臋 jak prostowa艂em si臋 zauwa偶y艂em emanuj膮ce 艣wiat艂em d艂onie zbli偶aj膮ce si臋 do moich skroni. Kto艣 sta艂 za mn膮. D艂onie te dotkn臋艂y mnie, a sekund臋 p贸藕niej wyp艂yn臋艂a z nich jakby p艂ynna 艣wiat艂o艣膰 i wla艂a si臋 do mojego wn臋trza. Wype艂ni艂a mnie ca艂kowicie. Niezwyk艂a rozkosz, mi艂o艣膰, pok贸j i rado艣膰 ogarn臋艂y mnie tak jak nigdy dot膮d. To by艂o co艣 zupe艂nie nowego. W tym momencie zosta艂em uzdrowiony – uwolniony od depresji, cynizmu, alkoholu i narkotyk贸w. Ci臋偶ar, do kt贸rego tak si臋 przyzwyczai艂em, 偶e nie zdawa艂em sobie sprawy z jego istnienia zosta艂 zabrany. Czu艂em, jakby zdj臋to z mojej duszy kilkudziesi臋ciokilogramowy g艂az. By艂em lekki i wolny, wype艂ni艂 mnie Duch 艢wi臋ty. Rzeki wody 偶ywej – jak m贸wi艂 Jezus – pop艂yn臋艂y ze mnie. Otrzyma艂em nowe 偶ycie. Stare przemin臋艂o, wszystko sta艂o si臋 nowe. Ca艂kowicie za darmo. B贸g objawi艂 mi si臋 jako kto艣 niesko艅czenie dobry i kochaj膮cy.
Niekt贸rzy z moich kumpli twierdzili p贸藕niej, 偶e to kolejny m贸j odjazd. Ja jednak wiem, 偶e spotka艂em si臋 z Jezusem. Zwyk艂y odjazd nie zmieni艂by mojego 偶ycia w tak radykalny i pozytywny spos贸b. Moje relacje z rodzicami uleg艂y g艂臋bokim zmianom i ci膮gle si臋 rozwijaj膮. B贸g da艂 mi wspania艂膮 偶on臋 – Ew臋. Zaspokoi艂 moj膮 najwi臋ksz膮 potrzeb臋 mi艂o艣ci, bo On jest Mi艂o艣ci膮. Da艂 mi tak偶e wielu przyjaci贸艂 i pewno艣膰 偶ycia w niebie.
Czy Ty chcia艂by艣 si臋 z Nim spotka膰? B贸g czeka na spotkanie z Tob膮. Popro艣 Go o to swoimi s艂owami, tak jak czujesz. Nie pozw贸l, by Twoje 偶ycie zosta艂o ca艂kowicie zniszczone. Zwr贸膰 si臋 do Niego, a On na pewno nie pozostawi Ci臋 bez odpowiedzi.
Je艣li powierzysz si臋 ca艂kowicie Jezusowi, wielu Twoich przyjaci贸艂 zostawi Ci臋, mo偶e b臋d膮 si臋 艣mia膰, niekt贸rzy mo偶e p贸jd膮 w Twoje 艣lady, ale Ty zaufaj Jezusowi. To Twoje 偶ycie i Ty decydujesz, co z nim zrobi膰. Odpowiedz na Jego g艂os i na Jego mi艂o艣膰. On umar艂 tak偶e za Ciebie, aby艣 m贸g艂 偶y膰 pe艂ni膮 偶ycia.
Je艣li zdecydowa艂e艣 si臋 teraz rozpocz膮膰 nowe 偶ycie z Jezusem – 聽daj nam zna膰. Ch臋tnie pode艣lemy ci troch臋 bezp艂atnych materia艂贸w lub odpowiemy na twoje pytania.
聽
聽